Późna pora już. Obiecałam jednak przepis, więc kurc galopką bardzo proszę.
Idziemy do sklepu i tam wkładamy do koszyka:
Kilogram mąki typ 650 ( warto w tym celu przelecieć się do Lidla – tylko tam znalazłam mąkę 650 – a zrobiłam rundę honorową po osiedlowych, po hiper i super)
250 ml wody (to akurat niekoniecznie ze sklepu)
30 dkg cukru
25 dkg masła
½ kg miodu (najlepiej gryczanego)
3 jaja
2 czubate łyżeczki sody
2 przyprawy do pierników
Opakowanie zmielonych orzechów laskowych albo innych
Orzechy włoskie, migdały
Działamy:
Odkładacie 20 dkg mąki na bok i mieszacie z przyprawą do piernika (mąkę przesiejcie) i sodą.
Wodę +cukier + miód – podgrzewacie do zagotowania do około 70 stopni. Możecie to robić w wodnej kąpieli, albo perfidnie w garze.
Jak macie termometr np. do robienia odpowiedniego mleka do kawy, użyjcie go w celu sprawdzenia temperatury. Na zdjęciu termometr w F
Wrzącą miksturę wlewacie do 80 dkg wcześniej przesianej mąki i mieszacie do połączenia – niech stygnie. Ja robiłam to w mikserze kitchen aid.
Jak masa już wystygnie dodajecie do niej masło ( w temp. pokojowej) jaja i 20 dkg mąki z przyprawą do pierników i wyrabiacie. Hak, kitchen aid , moc i jedziecie.
Tak cudnie wyrobione, gładkie i pachnące oszałamiająco odstawiacie na 2-3 dni w zimne miejsce. Niech sobie ciasto pracuje.
A potem to już tylko pieczenie. Blachę wyłóżcie papierem do pieczenia. Z ciasta formujcie kulki, mniej więcej wielkości orzecha włoskiego.
Ciasto jest trochę klejące – więc kulki obtaczałam w mielonych orzechach. Pamiętajcie, by układać kulki w 2- 3 cm odstępach – ciasto wyrasta. Na wierzch każdej kulki układacie połówkę orzecha włoskiego, albo migdała i delikatnie spłaszczacie.
I do pieca na 170 stopni na około 18 minut. Pilnujcie czasu, bo Wam zugle wyjdą.
Z tej porcji powinniście zaopiekować co najmniej 100 sztuk tych pierniczków. Wystudzone do puszki niech sobie dojrzewają. Smakiem i konsystencją przypominają „katarzynki” . Są nieziemskie, rajskie, boskie, wspaniałe. Smacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz