Czekam aż kiedyś jakieś dziecko spyta się mnie, jak będę już
miała sto lat, a co to jest kompot?
Na szybko pije się jakieś podejrzane soki w
kartonach przygotowywane z koncentratów, napoje w butelkach skrzące się
chemią. A na upał nie ma nic lepszego
niż swojski domowy kompot.
Dzisiaj z cyklu – co się nawinie – kompot z:
Papierówek (sztuk 4)
Śliwek (sztuk 5)
Malin ( 250 gram)
Białych porzeczek ( około 200 gram)
2 łyżek cukru
5 goździków i laski cynamonu.
Owoce przebieramy. Z jabłek wykrawamy gniazda nasienne, ze śliwek usuwamy pestki.
Gotujemy wodę około 3 litrów (jeśli lubicie kompoty mniej esencjonalne dajcie
więcej wody).
Do wody dodajemy cukier i korzenie. Do wrzątku wkładamy jabłka i
śliwki i dajemy im czas około 10 – 15 minut – jak jabłka zaczną się rozpadać
dodajemy maliny i porzeczki. Gotujemy jeszcze około 5- 10 minut. Zostawiamy w garnku by kompot naciągnął. Przecedzamy do
dzbanków, dodajemy świeżej mięty, możemy dodać cytrynę.
Podajemy schłodzony
albo zmiksowany z kostkami lodu. Taki kompot" frappe".
Nie ma to jak upał schładzany kwaskowym kompotem z nutą mięty.
A ja już marzę o kompocie z lubaszek....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz