niedziela, 13 stycznia 2013

Ujebańce Stefanii







Pamiętam rodzinne obiady u babki Stefanii.  Zbierało się nas wtedy około 19 osób. Stefka szykowała obiad dwudaniowy i deser. Obowiązkowo był niedzielny rosół podawany z domowym makaronem, z tego co pamiętam czasem była pomidorówka – zawsze ze świeżych pomidorów. Drugie dania  bywały różne:  kaczki, gęsi, schabowe, bitki, zrazy, raz nawet  Stefka zaszalała z homarem, bywały raki, pierogi  z nadzieniem z płucek  i wspaniałe pyzy bywały i  „ujebańce”…  To dość egzotyczna nazwa …
Nazwę wymyśliła babunia. Stefka miała w sobie coś z szaleństwa, czasami. Choć generalnie odgrywała rolę rodzinnej terrorystki i tzw. harpagona. Kulinarnie Stefanii nie mieliśmy jednak nigdy nic do zarzucenia.
Uwielbiane przez nas „ujebańce”, to nic innego jak szare kluski.  Aby je zrobić potrzeba zetrzeć ziemniaki, dodać do nich mąkę, sól, jajka. Wymieszać a potem gotować …. Wyobrażacie sobie narobić kluseczek dla 19 osób. Ile to ziemniaków potrzeba, ile czasu zajmuje odciskanie, odcedzanie, mieszanie, gotowanie – no nieźle się człowiek przy tym musi narobić…. Stąd szalona Stefania nazywała te kluski „ujebańcami”. Rodzinnie nazwa się przyjęła i ja nie używam innej.
No dobrze, z grubsza wiecie, co potrzeba do zrobienia „ujebańców”.


Porcja na 2-4 osoby – w zależności od apetytów i tego z czym je podacie.
1 kg ziemniaków
2 jajka
½ łyżeczki soli
Około szklanki mąki.


Ziemniaki obieracie. Najfajniejszy moment – tarcie.  Ja preferuję tarkę, ze względu na fakturę klusek jaką się w ten sposób uzyskuje . Ale możecie skorzystać z miksera.  Tylko nie zapomnijcie o użyciu tarki o najmniejszych oczkach.


Utarte  ziemniaki odkładacie na sito, żeby odciekły. Masę można również odcisnąć w lnianym woreczku.  Czekacie kilka chwil, aż na dnie miski z sokiem z ziemniaków wytrąci się krochmal.



Wodę znad krochmalu zlewacie, a krochmal razem z mąką (dodawajcie stopniowo) i 2 jajkami   i solą dodajecie do  ziemniaczanej masy. 



Mieszacie. Ciasto powinno być dość zwarte, ale nie przesadzajcie z mąką, żeby kluski nie były twarde.
W garze gotujecie mnóstwo wody. 



Solicie też dość obficie. Nie dodawajcie ani oliwy ani oleju . Kluski się nie zlepią. Zresztą nigdy w życiu do wody, w której gotuje się makaron nie dodaje się oliwy. To są zabobony i profanacja.
Na wrzątek kładziecie kluski. Możecie wyłożyć masę na talerzyk  i łyżką zgarniacie kluseczki do gara.  Kiedy kluski wypłyną gotujecie ze 3-4 minuty. Gotowe.


Wyobrażacie sobie Stefanię, która uwijała się z tymi kluseczkami wydając 19 porcji jedną po drugiej…
I z czym to podać?  Są różne szkoły. U nas w domu podawało się kluski z kawałkiem duszonego mięsa. Ja proponuję  podać z duszonym schabem karkowym i zasmażanymi burakami. Dla 3 czy 4 osób nie narobicie się zbytnio, choć  zejdzie Wam się trochę czasu.
Szare kluski wyśmienicie smakują ze skwarkami z boczku, podawane w towarzystwie  kapusty albo podawane okraszone skwarkami z boczku albo słoniny z cebulą posypane tłustym twarogiem.... Jakkolwiek ich nie podacie, "ujebańce" są wyśmienitym daniem na jesienne i zimowe wieczory....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz