środa, 31 sierpnia 2011

Nektarynkowe róże



Potrzeba upolować:
Ciasto francuskie 1 op. ( kto chce może sam je zrobić)
Nektarynki ( w zależności, jak cienko pokroicie na plastry, ok. 8 szt.) – co zostanie można schrupać ;)
Cukier waniliowy ( jeśli go sami zrobicie), a wanilinowy, jeśli kupny
Do lepienia może się przydać rozbełtane żółtko.
Do tego
Forma do muffinów i papilotki.
Powinno wyjść sztuk 12.

nektarynki należy umyć, osuszyć i pokroić na cienkie plasterki. Ciasto francuskie wykładamy na stolnicę i kroimy na paski o szer. 3 cm , długie przez całość ciasta. (ok. 20 cm).  Na  paskach układamy nektarynki  ok. 6 – 7 plasterków(na zakładkę) i posypujemy cukrem wanilinowym. Zwijamy delikatnie, zlepiając, a jeśli jest taka konieczność smarujemy żółtkiem krawędzie. Układamy w formie do muffinów wyłożonych papilotkami i do pieca na „3 zdrowaśki”, znaczy się na 15 minut w temp. 200 stopni. 


Jak ostygną posypujemy cukrem pudrem. Smaczności.



z historycznego punktu widzenia

Zaczynamy….
Rys historyczny. Odkąd człowiek pojawił się na ziemi – jadł. W zasadzie, patrząc wstecz, zahaczając o początki można powiedzieć, że kiedyś ( i mam tu na myśli naprawdę zamierzchłe czasy) zdobycie pożywienia było praktycznie jedynym zajęciem człowieka.  Obawiam się, że oprócz skupianiu się na przetrwaniu, uchodzeniu z życiem przed kumplami z innych plemion, umykaniu rozbrykanym i głodnym prehistorycznym zwierzakom, człowiek zajmował się przystosowywaniem  do życia i nie miał czasu, jak się wydaje, na tworzenie kultury  skupiającej się na jego talerzu.  Zastanawiam się, kiedy tak naprawdę, na przestrzeni wieków, pożywienie, jedzenie, czy jak by tego inaczej nie nazwać , zaczęło być nie tylko koniecznością ale stało się również  przyjemnością? Rzut w przeszłość: Egipt, Babilonia, Chiny – mniej więcej koniec IV, no może III tysiąclecia p.n.e. – pierwsze wzmianki o tych  państwach. Prawdopodobnie wtedy zaczęła kształtować się tak zwana kuchnia narodowa. Narodowa, czyli jaka? Podobno odznaczały się  ( te narodowe kuchnie) zamiłowaniem do luksusu i wyrafinowaniem.  A polska kuchnia? Przy tych, wcześniej wymienianych – to naprawdę młoda tradycja. Jak mawiają znawcy, dzieła kulinarne mają ni mniej ni więcej, ale żywot motyla. Nie spisywane, giną w pomrokach historii, choć przekazywane bywają z pokolenia na pokolenie. Ale o dziwo niektóre z tych starożytnych przepisów funkcjonują po dziś dzień i są to mniej lub bardziej przez nas lubiane mięsa pieczone na rożnach, kasze, sery, chleb czy wino… To ostatnie uwielbiam. Tak zwana kuchnia staropolska swoje korzenie ma w kuchni słowiańskiej. Jak podają zapisy i wykopaliska już w I-V w. n.e. Słowianie, tudzież plemiona zamieszkujące dzisiejsze ziemie polskie  utrzymywały wyjątkowo ożywione kontakty handlowe z Rzymem. Ponoć całkiem chodliwym towarem, który kupowaliśmy od Rzymian było wino gronowe, oprócz oczywiście nielegalnego handlu bronią, o czym też są i wzmianki i tak, handlowaliśmy łukami i innymi, wbrew prawu. Tak czy siak, na to gronowe wino nie każdego było stać. Podobno w tych czasach należy doszukiwać się początków naszej kuchni. I podobno nie była ona monotonna. Anonim, Gallem zwany rozpisywał się na temat naszej kuchni i jej bogactw już w czasach Bolka Krzywoustego. Na zakończenie tego wywodu, który jest dopiero wstępem historycznym pewna opowieść ….
Czasy piastowskie. Pierwszy opis uczty, przykryty wiekiem legendy , znaczy się zmurszałym, pełnym pajęczyn i kurzu…. Piast (oracz kniazia Popiela) otóż urządził skromną ucztę z okazji postrzyżyn swojego syna Siemowita. Gdy wszyscy w chacie przy ognisku byli zebrani do drzwi Piasta zapukali dwaj tajemniczy goście, prosząc o gościnę. Wcześniej byli u Popiela, ale ten odmówił im poczęstunku. Piast i Rzepka (tak na imię miała żona Piasta) przyjęli podróżnych i ugościli tym, co mieli. Goście ci, smakując i wychwalając jadło przez Rzepkę przygotowane w cudowny sposób rozmnożyli je wprawiając w zachwyt gospodarzy i gości. To z relacji wcześniej wspomnianego Galla. A w tym dniu na stole gościł prosiak pieczony, sfermentowane piwo…. A dalej wedle słów Anonima: młody Siemowit po wygnaniu znienawidzonego Popiela dał początek Piastom, którzy zasiedli na tronie polskim  a dynastia ich wygasła ze śmiercią Kazimierza Wielkiego w 1370 roku.
I nie będę Was dalej zanudzać, tylko zapowiem opis kolejnej , która przeszła do historii i jest w pełni autentyczna, a mianowicie uczta jaką wydał Bolek Chrobry na cześć cesarza Ottona III w roku 1000.
A za chwilę przepis na nektarynkowe róże.

WPIS INAUGURACYJNY


Pasja, improwizacja, tradycja i nowoczesność …
Czyli przy wspólnym stole z rodziną  i przyjaciółmi… zapraszam do świata pachnącego domowym chlebem, gdzie posiłek jest cudownym sposobem  na wspólne spędzenie czasu i rozmowy o dniu dzisiejszym, o tym, co się wydarzyło, o życiu, o nas, o tym, czego pragniemy, za czym tęsknimy, co być może pamiętamy z dzieciństwa  i znamy nie tylko z opowieści … celebrujmy te chwile spędzane razem w towarzystwie tych, którzy coś dla nas znaczą i degustujmy wspólnie smak życia, czasem słodki, czasem gorzki, bywa słony, nie raz pikantny, smak zaklęty na talerzu.
Nie jestem mistrzynią gotowania, ot, lubię czasem upichcić coś dla moich przyjaciół. Czasem wychodzi, czasem, nie…. Czasem uda mi się zrobić coś, co wygląda i smakuje jak dzieło cukiernika czy szefa zacnej kuchni. Zdarza się.
W przestrzeni internetowej blogów kulinarnych jest mnóstwo. Niektóre przeglądam i opadam z zazdrości na krzesło.  Prawie wszystkie prowadzone są z rygorystyczną regularnością, wszystkie najeżone są pięknymi zdjęciami w nieziemskich aranżacjach. A ja, z czym do ludzi? Chciałabym, mam nadzieję dzięki Wam, tym, którzy zechcą go odwiedzać, skupić się nie tylko na potrawach. Wiecie, czego mi brakuje? Celebrowania wspólnych posiłków. Ilu z Was, z ręką na sercu, ma czas delektować się nie tylko daniami, które serwują Wam bliscy, ale i tą niepowtarzalną atmosferą, która towarzyszy wspólnemu byciu przy stole?  Chciałabym, żeby ten blog, który uprzedzam, nie będzie miał regularnych wpisów, był miejscem , gdzie nie tylko będę mogła się z Wami dzielić swoimi kuchennymi wyczynami, ale by było to takie miejsce, w którym będę Wam mogła też opowiedzieć o życiu, o rozmowach, o tych wszystkich smakach i zapachach życia, które kocham, i które coś znaczą, nie tylko dla mnie.  Zapraszam do mojego świata….
I chciałabym podziękować kilku osobom, bez których tego bloga by nie było. Ukłony dla Reni, która już od dawna mnie zachęcała do prowadzenia kulinarnego bloga i dla Mistrza Patelni, który swoim blogiem i wymianą zdań, przyczynił się do realizacji projektu. Innym dziękuję za wsparcie i degustację. No to wpis inauguracyjny za mną. Następny  będzie o historii kuchni staropolskiej … i … a to już tajemnica.