sobota, 17 sierpnia 2013

Sos malinowo - wiśniowy - reszta jest dodatkiem



Dopadła mnie kulinarna nadpobudliwość.  Czasami tak mam, że mnie atakuje bez ostrzeżenia. Poddaję się wtedy bezsilna i daję się porwać szaleństwu.

Tym razem napadło mnie na kawał mięcha.  Dlatego odwiedziłam  zaprzyjaźnionego rzeźnika i nabyłam piękną pierwszą krzyżową na bitki.

 Nie miałam za bardzo pomysłu w jaki sposób przyrządzić mięso.  Miałam ochotę na klasyczne bitki, ale żeby nie były do końca tak klasyczne. 

Klasyczne bitki jak się robi chyba wiecie, ale dla przypomnienia krótki przewodnik po bitkach:
1. mięso pokroić na plastry
2. zbić z obu stron
3. jedna szkoła mówi oprószyć solą i pieprzem; inna mówi, że dopiero na patelni oprószyć solą
4. każdy plaster obtoczyć delikatnie w mące i smażyć z dwóch stron by zamknęły się pory mięsa
5. przełożyć do garnka, w którym wcześniej dusi się przesmażona cebula z dodatkiem liści laurowych, ziela angielskiego, ziela angielskiego, ziaren pieprzu, jałowca - zalać wrzącą wodą i dusić pod przykryciem do miękkości
6. obowiązkowo dodać kilka grzybków suszonych
7. ja dodaję jeszcze gorczycę, kolendrę w ziarnach, po łyżce słodkiej i ostrej mielonej papryki

Tym razem zaszalałam ....  

Z ostatniej imprezy zostało mi sporo nalewki, tzw "przemysłowej"  - czyli wiśniówki lubelskiej ze sklepu.  Nie smakuje mi ona,ze względu na chemiczny, moim zdaniem posmak, więc postanowiłam ją wykorzystać w sposób przemysłowy właśnie.

Do garnka, w którym dusiło się mięso wlałam sporą ilość alkoholu, prawie szklankę. Uchyliłam pokrywkę i pozwoliłam by alkohol sobie delikatnie parował.
Pod koniec duszenia, gdy mięso było już kruche - wlałam 1/3 szklanki octu balsamicznego. Dorzuciłam tymianek, rozmaryn i lebiodkę - sporą garść dopiero co zerwanych ziół. 

Sos .... wyszedł obłędnie. Gęsty, kleisty, słodkawy, złamany kwaskowatością octu balsamicznego - obiecujący niezapomniane doznania kulinarne.

Do tego zamarzyły mi się kopytka i  sos wiśniowy, koniecznie....


 Obleciałam rano okolicę w poszukiwaniu wiśni i dupa. Ni widu ni słychu. No trudno, trzeba było wymyślić coś w zamian. Nie miałam ochoty na wiśnie mrożone  - tymi mogę się delektować zimą. Chcę świeże, ale nie ma... Kupiłam więc w akcie desperacji pojemnik malin a zamiast rukoli zwykłą sałatę....

W domu przystąpiłam do akcji sos owocowy...



Wrzuciłam do garnuszka garść malin, do tego dodałam wiśnie - z nalewki (czyli ledwo osączone ze spirytusu, które już od roku dzielnie mi służą jako dodatek do różnych dań).  Wiśni dodałam dosłownie 6 sztuk.
Pozwoliłam, by owoce lekko się podusiły i zalałam je sosem z bitek - zagotowałam i przetarłam przez sito odkładając wcześniej na bok wiśnie. Nie dodaję do tego sosu cukru. Ale jeśli komuś z Was potrzebne jest dosłodzenie sosu, proszę bardzo - łap nikt za to nie poprzetrąca przecież. Jeśli sos będzie zbyt rzadki, można go jeszcze podgotować i zredukować, albo możecie zaprawić odrobiną mąki. Sos jest wyborny - kwaskowaty, ale smakujący duszonym mięsem - świetnie komponuje się z bitkami i kopytkami.


Kopytka przyrumieniłam na patelni. I takie oto danie wyszło :


Sos  z bitek proponuję zostawić i zamrozić, jeśli zostanie.  Nada się wyśmienicie do bigosu na święta ;-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz